czwartek, 16 lutego 2012

Pięciodniówka” z Nieznajową w tle


„Odnalazły się marzenia, które włożyłem kiedyś do dziurawej kieszeni” - Stachura.

Dolina Nieznajowej. Mój prywatny raj.

Nie zdążyłem jeszcze zapomnieć o wakacjach, a już zamarzyłem o kolejnym wyjeździe. Zapragnąłem świeżego powietrza i pachnącego lasu. Zabrakło mi znów pagórków w mojej okolicy, na które mógłbym wjechać i zapatrzeć się w horyzont. W połowie września spakowałem więc sakwy
i wsiadłem w pociąg. Tym razem wyjątkowo komfortowo dojechałem aż za Kraków, do Bochni, skąd chwilę później ruszyłem na południe szukać przysłowiowego „wiatru w polu”. Szukałem dosyć długo. Dopiero trzeciego dnia dojechałem prawdopodobnie w najpiękniejsze miejsce w jakim byłem w życiu- do Doliny Nieznajowej. Ale zanim znalazłem się w tym genialnie cichym, spokojnym i wydawałoby się niczym nieskażonym miejscu, musiałem „wykręcić” swoje…

Szlak Architektury Drewnianej.


Dzień pierwszy (74km).


Bochnia - słynąca w Europie z zabytkowej i co najważniejsze udostępnionej do zwiedzania kopalni soli, przywitała mnie niepokojąco pochmurnym niebem. Wielce mnie to nie zmartwiło. Tak jak za każdą większą górką napotkamy przyjemny zjazd, tak i po każdym pochmurnym dniu przyjdzie przecież dzień słoneczny. Pozytywnie myśląc ruszyłem przed siebie, obierając kierunek na dwa największe w tym regionie jeziora: Czchowskie i Rożnowskie. Już od wyjazdu z miasta spostrzegłem, że znów znajduję się na znanym mi z poprzednich wyjazdów Szlaku Architektury Drewnianej. 
Cerkiew greckokatolicka p.w. Św. Panaskewii w Uściu Gorlickim
Można nim w ciekawy sposób przemierzyć prawie całą południową granicę kraju. Zabytki bądź to same rzucają się w oczy, bądź też należy ich poszukać po okolicy wykorzystując do tego licznie ustawione znaki informacyjne. Małopolska słynie również z licznych zamków. Na trzy spośród nich trafiam już niebawem. Jako pierwszy, zwiedzam imponującej wielkości i malowniczo położony barokowy zamek Kmitów w Nowym Wiśniczu (wybudowany w XIV w., regularnie jednak rozbudowywany przez późniejszych gospodarzy: Lubomirskich i Zamoyskich). 

Zamek Kmitów w Nowym Wiśniczu

Największe wrażenie zrobiły na mnie wysokie na kilkanaście metrów, cztery okrągłe baszty. Miłośnicy militariów obejrzeć tam mogą ustawione na podwórzu armaty.  Kilka kilometrów dalej kolejny obowiązkowy postój- w Lipnicy Murowanej. Znana w Polsce z konkursu palem wielkanocnych miejscowość, ma także do zaoferowania wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO, XV wieczny, drewniany kościół pw. Św. Leonarda. 
Lipnica Murowana

Pół godziny później mijam Czchów. Warto tam choć na chwilę zajrzeć na malutki rynek. Tuż przy nim zobaczyć można jeszcze gotycki kościółek, a przy wylocie z miasteczka na krajową 75-kę wdrapać się stromym wejściem na ruiny średniowiecznego zamczyska. Wijącą się nad Jeziorem Czchowskim trasą mijam trzeci z kolei zamek. To Tropsztyn. Podróżujący opisywaną trasą mogą go zwiedzić, jednak tylko w okresie letnim. Poza sezonem jest on zamknięty. Szkoda, bo widok z jego wieży na wody Dunajca tworzące tamtejsze jezioro musi robić wrażenie. Tego dnia, kierując się na Rożnów (słynący z tamy i wykorzystywanych przez wspinaczy skałkowych nadbrzeżnych urwisk) oraz Gródek n. Dunajcem, dostrzegam jeszcze dwie imponujące pozostałości po świetności Małopolan. Być może architektonicznych ciekawostek znajdzie się tam więcej. Warto mieć oczy dookoła głowy.

Dunajec
Dzień drugi (94 km).
Noc spędziłem nad Zalewem Rożnowskim. Po sezonie jezioro jakby spało. Obniżony poziom tafli wody odsłonił szerokie, piaszczyste łachy. Bary świeciły pustkami. Jedynie mewy gwarnie gromadzące się na brzegu, głośno donosiły, że w Gródku istnieje jeszcze życie. Jem śniadanie z widokiem na Małpią Wyspę, spędzam kilka chwil w przecierających się przez chmury promieniach słońca i ruszam przed siebie.  Zostawiwszy za sobą niemałe podjazdy i równie szybkie zjazdy, zauroczony sądeckimi pejzażami wjeżdżam do Nowego Sącza. Niegdysiejsza stolica województwa godna jest polecenia turystom. Mnie jednak najbardziej w tym mieście urzekło pewne spotkanie. Przy głównej ulicy miasta, wstąpiłem do niepozornie wyglądającego antykwariatu Galicya. Po przejściu na emeryturę założył go inżynier budownictwa Wojciech Michalcewicz. Niegdyś budował tamy i mosty, dziś buduje największą w Polsce kolekcję huculskiej sztuki. Drzemie w nim duch gawędziarza. Jeśli ktoś zapyta go o jego pasję, na pewno usłyszy masę ciekawostek o liczącym ponad 2000 egzemplarzy zbiorze, a może nawet dostanie zaszczytu i Pan Wojciech zezwoli mu przysiąść choć na chwilę do swojego olśniewającego, bogato zdobionego biurka…

Małpia Wyspa na Jeziorze Rożnowskim
Będąc w Nowym Sączu, wypada odwiedzić też jego „starszego brata”. Odległość niewielka, a urok miasta ogromny. Stary Sącz to jedno z najstarszych, bo XIII wiecznych polskich miast. Rozkwit zawdzięczało prawdopodobnie położeniu na bursztynowym szlaku. Dziś ujmuje czarującym małomiasteczkowym klimatem, lokalną architekturą i fascynującym, znajdującym się na terenie klasztoru sióstr Klarysek gotyckim (choć z barokowym wnętrzem) kościołem pw. Św. Trójcy i Św. Klary. 

Stary Sącz
Warto wiedzieć, że to jeden z najstarszych polskich klasztorów. Założyła go i część życia spędziła w nim księżna Kinga, a po niej także Królowa Jadwiga. Wyjeżdżając z miasteczka, wjeżdżam na krajową drogą 87 i kieruję się nią na Krynicę-Zdrój. Już niebawem napotykam na swej drodze kolejne uzdrowiskowe miejscowości. Łatwo tam o nocleg. Mijane po drodze, a znane nie tylko rencistom: „mineralna” Piwniczna-Zdrój, ulokowany nad Popradem Żegiestów (robiący spore wrażenie zruinowaną, międzywojenną kurortową architekturą), czy Muszyna stanowić mogą doskonałą bazę dla cyklistów lubiących zatrzymać się czasami na dłużej. 

Droga na Wierchomlę
Liczne piesze szlaki kuszą tam miłośników górskich wędrówek. Tego dnia docieram jednak dalej. Noc spędzam w wyśmienitym miejscu. Grubo po zmroku, z czołówką na głowie i zmęczony jak diabli docieram do Bacówki Nad Wierchomlą. Psy pilnujące porządku w jadalni poszczekują w totalnej niemal ciemności. Bacówka bowiem do jesieni nie miała jeszcze prądu. Agregat odpalano tylko na dwie godziny dziennie, co absolutnie, ani mnie, ani innym gościom nie przeszkadzało. Dzięki tej ciemności, gwieździstego nieba nad Wierchomlą po prostu się nie zapomina. Trudno też zapomnieć tamtejszy żurek, widok śpiącej w kołysce maleńkiej Leny i wspaniałych gospodarzy Gosi i Marcina. Schronisko od wiosny ma być wyposażone w rowerowy serwis, co oznacza, iż będzie to najwyżej (bo na 895m n.p.m.) położony tego typu punkt w Polsce.

Bacówka nad Wierchomlą
Dzień trzeci (70km). 
Zjazd z Wierchomli jest rewelacyjny. Można pędzić na złamanie karku, albo rozglądać się po lesie. Tak czy inaczej należy wrócić do Muszyny. Droga do Krynicy-Zdroju mija szybko. Wachlarz atrakcji tego uzdrowiska jest spory. Muzeum Nikifora, pełne wdzięku drewniane, piętrowe budynki, deptak i liczne kawiarnie. Do tego niezapomniany klimat. Gdybym Krynicę odwiedził przed wieczorem, na pewno wolny czas spędziłbym na dancingu… 
Romanówka. Muzeum Nikifora Krynickiego.

Jednak dzień dopiero się zaczyna. Jem drugie śniadanie i ruszam na Tylicz, Izby, Banicę w stronę dzikiego serca Beskidu Sądeckiego. Szutrowe, czy wykładane płytami drogi powinny satysfakcjonować nawet cyklistów jeżdżących na trekkingowych oponach. Mijam stadniny koni, wijące się strumyki i niewysokie szczyty. Tutaj dopiero odnajduję to co kocham... Nie ma już ludzi, nie ma hałasu, rzadkością są mijające mnie auta. Szlak budownictwa drewnianego na który cyklicznie wjeżdżam, w tych okolicach staje się niezwykle bogaty. Prawosławne i greckokatolickie cerkwie wraz katolickimi kościołami stanowią bogatą mozaikę z której możemy być dumni. Choć w niektórych miejscowościach utrzymanie budynków graniczy z cudem, to jednak te napotykane zazwyczaj wyglądają należycie. Zagadnięty ksiądz wspominał z żalem, że wielu parafii nie stać na przedsięwzięcia ratowania zabytków. Niekiedy w kilkusetosobowych wsiach, są i po dwie XVII czy XVIII wieczne cerkwie. Koszt renowacji każdej z nich przekracza często milion złotych, co jest nie do udźwignięcia dla mieszkańców okolicy. 
Ludowy rzeźbiarz z Beskidów


Wymienić tu trzeba przy okazji dwie najbardziej okazałe budowle. Greckokatolickie cerkwie p.w. Św. Paraskewii w Uściu Gorlickim i Kwiatoniu stanowią przykład zachodniołemkowskiej architektury drewnianej. Uście Gorlickie zwane niegdyś Ruskim czy Wołoskim zamieszkiwali w większości Łemkowie. Akcja „Wisła” spowodowała przesiedlenie tej ciekawej mniejszości etnicznej na tzw. Ziemie Odzyskane. Było to początkiem zaniku kulturowego Łemków. Dziś szacuje się, że mieszka ich w Polsce od 6 do 60tyś.

Cerkiew greckokatolicka w Kwiatoniu

Dzień czwarty (66 km). 
Magura Małostowska pozostająca w zasięgu wzroku kusi ostrym podjazdem. Tym razem jednak kieruję się dalej na wschód, w kierunku Magurskiego Parku Narodowego. Leśnymi drogami przez maleńkie wioski i osady, wśród zielonych pagórków na tle intensywnie niebieskiego nieba zmierzam do Wołowca, będącego nieoficjalną „mekką” miłośników podróżniczego reportażu. Mieszkańcem maleńkiej, blisko trzydziestoosobowej wsi jest Andrzej Stasiuk, znany podróżnik i wydawca literacki. Pielgrzymki miłośników jego talentu, ciągną do urzekającej wsi. 
Dolina Wołowca
Położony w dolinie, otoczony lasem i wzgórzami Wołowiec stanowi oazę spokoju. Ludzie tam mieszkający też są przemili. Napotkana Magda zaprasza mnie na obiad, częstuje mapą i tłumaczy drogę przez leśne dukty. Gdyby nie ona, być może nigdy nie trafiłbym do wymarłej już Nieznajowej. Przez politykę przesiedleńczą, blisko dwustupięćdziesięcioosobowa niegdyś wieś, to dziś tylko kamienne krzyże, stary łemkowski cmentarz i prowadząca przez środek doliny szutrowa droga. Warto zatrzymać się tam pod namiotem, albo w studenckiej chatce. Daleko stamtąd do sklepów, wodę czerpie się z rzeki a nadstawiając ucha w stronę porośniętych wzgórz, usłyszeć można w okresie godowym niesamowite odgłosy jeleni. Dolina Nieznajowej to idylliczne miejsce na mapie polskiej przyrody. Myśląc dziś o Beskidach, mam ją w głowie nieustannie…

Rozmarzony wyruszam jednak dalej. Kilkanaście kilometrów dzieli mnie bowiem od siedziby parku narodowego w Krempnej. Trafiając tam w godzinach urzędowania, koniecznie trzeba obejrzeć przyrodnicze wystawy. To już nie łopatologia rodem z PRLu. Galerie są na prawdę interesujące. O zmianach w myśleniu o turyście, świadczy też sam budynek dyrekcji. Nowoczesny, przeszklony, z elementami drewna. Słońce powoli się obniża. Czas pędzi nieubłaganie. Za dwa dni powinienem być już w stolicy. Nie jestem w stanie wydostać się z Beskidów inaczej niż z Tarnowa. Z serca Parku to jednak grubo ponad 80km. Jadę więc do zmroku, a nocleg znajduję dopiero w agroturystyce w Skalniku.
Jelenie na rykowisku

Dzień piąty (100km). 
Wczesna pobudka, szybkie śniadanie. Pociąg nie będzie czekał. Ruszam drogą na Jasło. Dopiero tam spotykam pierwszego rowerowego turystę.  Wyjechał z Tarnowa z zamiarem dotarcia w Bieszczady. Dla niego to pierwszy spośród kilku dni samotnej wędrówki. Miło jest spotkać kogoś w trasie. Sam będąc przyzwyczajony do samotnych wyjazdów, nauczyłem się doceniać przypadkowe, choć krótkotrwałe znajomości.
Polska-Słowacja. 1-0.
W Jaśle warto zatrzymać się w cukierni. Przy rynku jest ich kilka. Przy dobrej pogodnie można miło spędzić tam czas, smakując leniwie wyśmienitego porannego espresso. Ponieważ mój zegarek nie chce się jednak zatrzymać, już za chwilę mocniej naciskam na pedały. Zjeżdżam z  krajówki wybierając wiejskie drogi. Choć brakuje mi solidnych podjazdów, to widoki dalej pozostają niezmiennie urokliwe. Mieszkańcy Pogórza Środkowobeskidzkiego są szczęściarzami mogąc wyskakiwać na przejażdżki w tak sprzyjających warunkach. W pełnym słońcu górskie pasmo prezentuje się niezwykle okazale. Z Jasła skracam drogę przez Dębową i Jodłową. 
Dziewczyny zawsze można zabrać na ramę...
W Ryglicach trafiam na lokalny festyn. Mam okazję spróbować regionalnych potraw oraz przyjrzeć się strojom ludowym. W Tuchowie natomiast mile zaskoczył mnie widok oznakowanego szlaku jakubowego. Ci, którym było dane podróżować do Santiago de Compostela,  z pewnością zawsze ciepło zareagują na podobne oznakowanie. Miłośników sanktuariów zainteresuje natomiast fakt, że w niewielkim mieście oprócz kościóła pw. Św. Jakuba znajduje się także często odwiedzany przez pielgrzymki klasztor redemptorystów. Zwiedzając zakon nie mogłem odmówić sobie przyjemności  przyjrzenia się zbiorom muzeum misyjnego. Nie mamy ich w Polsce zbyt wielu, a tamtejsze eksponaty są całkiem atrakcyjne.
Tarnów
Niedaleko stąd już do Tarnowa. Droga może nienajlepsza, ale za to krótka. Na szczęście dworzec kolejowy w Tarnowie leży blisko Starego Miasta. Ukoronowaniem mojej pięciodniowej wycieczki czynię spacer po centrum. Przyjemne, popołudniowe słońce muskające renesansowe kamienice swoimi promieniami i przechadzające się po budynkach długie cienie, zachęcają do fotografowania. Grupy znajomych, zakochanych, emerytów i rodzin spędzają czas w piwnych ogródkach. Choć jest już za późno na dokładne zwiedzanie miasta, to wiem że którąś z kolejnych wypraw na południe kraju z pewnością rozpocznę w tym punkcie. Historyczne centrum z kapitalnymi czynszówkami, podcieniami, ratuszem i zielonymi parkami na pewno warto dokładnie obejrzeć.
Tarnowska starówka
Beskid Sądecki jest świetnym regionem na podróżowanie rowerem. Spokój na drogach, niezłe asfalty, przyjemne szutrówki. To też idealne miejsce na krótkie, rodzinne wypady. Różnorodność krajobrazów, w miarę łatwe do pokonywania wzniesienia oraz bogata baza noclegowa zadowolić powinny najbardziej nawet wymagających turystów.


W pigułce:
Dzien 1. Bochnia > Nowy Wiśnicz (zamek) > Lipnica Murowana (kościół UNESCO) > Czchów (ruiny zamku) > Rożnów (tama) > Gródek n. Dunajcem (zalew). Ok. 74km.
Dzień 2. Gródek n. Dunajcem > Nowy Sącz > Stary Sącz (historyczna miejska zabudowa) > Piwniczna-Zdrój > Żegiestów > Muszyna > Bacówka Nad Wierchomlą (schronisko na 985m n.p.m.) Ok. 94km.
Dzień 3. Bacówka… > Muszyna> Krynica-Zdrój (muzeum Nikifora) > Tylicz > Uście Gorlickie/ Kwiatoń (cerkwie greckokatolickie) Ok. 70km.
Dzień 4. Uście Gorlickie > Gładyszów > Banica > Wołowiec >Nieznajowa > Rozstajne > Krempna > Skalnik. Ok. 66km.
Dzień 5. Skalnik > Jasło > Dębowa > Jodłowa  > Ryglice > Tuchów > Tarnów. Ok. 100km

Dystanse w rzeczywistości mogą być mniejsze. Wynika to z mojego sposobu podróżowania.
Dystans: ok. 400km
Dla kogo: dla lubiących podjazdy, miłośników budownictwa drewnianego i polskiej przyrody.
Noclegi: agroturystyka/ schroniska. 20-30zł/noc.
Porady: warto zabrać ze sobą kamizelkę odblaskową i kask. Miejscami konieczna jest jazda krajowymi drogami o większym ruchu. Latem należy pamiętać o… stroju kąpielowym. Pokonywanie wzniesień bez wcześniejszej zaprawy może dać się we znaki.
Warto zobaczyć: kopalnię soli w Bochni, zamek w Nowym Wiśniczu, kościół w Lipnicy Murowanej (UNESCO), Żegiestów, Bacówka Nad Wierchomlą, Krynica-Zdrój, cerkwie w Uściu Gorlickim
i Kwiatoniu, Wołowiec, Dolina Nieznajowej, Magurski PN, tarnowska starówka.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz