niedziela, 12 lipca 2015

DRUM BUN!, czyli po co jechać w Alpy, kiedy Karpaty masz pod nosem!

8 czerwca (po bardzo krótkiej nocy) wyruszyłem z Krakowa w rumuńskie Karpaty. Wyruszyłem, by poznać kraj, który dla wielu Polaków pozostaje niezmiennie od lat synonimem biedy i żebrów…
No niestety, takie Polaka głupie myślenie. No ale. Jak się nie bywa, to co można wiedzieć?
Choć wizyta była krótka, to Rumunia zdążyła zagościć w moim sercu, na dobre znajdując tam miejsce i  siejąc sentyment na długie lata. Będę tam wracał. I nie wykluczam, że jeszcze w tym roku.

Vivat România!


Wieliczka i 130 m pod powierzchnią ziemi.

Kapilica św. Jadwigi, jeden z cudów na liście UNESCO.




Tatry w drodze na Kezmarok.

Pierwsza przełęcz na mojej drodze. Z kapitalnym fajnym zjazdem na południe.



Narodny Park Slovensky Kras. UNESCO po raz drugi.


Węgierskie klimaty.


Kraina Tokaju.

2 litry za 850 forintów. Jak za darmo. Starczyło na trzy dni.

Kossuth ma się dobrze.

Węgrzy zdecydowanie lubią dwa kółka.

I dobre imprezy.

Rumunia i pomnik bohaterów w Carei.

Rumunia jest doskonała do spanie na dziko. Rozbić się można niemalże wszędzie.

Cyganie z Zalau.

I Cyganki z Zalau.










:) Stefan i ja w Huedin, niezwykle cygańskim mieście.
Królowie osiedla.
I król. Chyba podwórka.

No i wjeżdżamy w Karpaty. Teraz już będzie do góry.





Tabory jeszcze są, trzeba jednak długo szukać...






Iulia Alba, jedna z pereł w rumuńskiej koronie.

Kościół naucza. Używajcie rowerów.


Jest Dacia...

jest zabawa.

Szczęśliwej drogi!

UNESCO w Calnic, czyli transylwańskie twierdze kościelne.






Jezioro Oasa.




Urdele. 2228 npm. Najwyższa przełęcz Rumunii. Widok bezcenny.



Pasterskie psy nie należą do sympatycznych. Dobrze tylko wyglądają na zdjęciach.



Zawodnicy Steaua Bucureşti z Malaia ;)

Hey guys, I don't remember yours name! Write me email, please.




Cozia. Cud Boży.



Obłędny monastyr w Cozia. Klimat nie do podrobienia.


Parcul Nazional Cozia.

Dobry piesek, dobry...


O kurcze, imienia gościa nie powtórzę… Illy…

Illy… i Leon. W całej Rumunii widziałem dwóch pijanych kolesi. I właśnie oni zaprosili mnie do stołu:)





Pierwsze kilometry transfogarskiej i spotkanie z Cristiano. Klasyka gatunku!


Na przełęczy śnieg. W końcu to czerwiec!


Transfogarska mekka.

Niemcy tną pod górę, a przede mną (bagatela!) 31 km zjazdu.



W piątelk w Agnicie jest targ. Kto może niech jedzie.


Cyganie w drodze do Agnity.



O Boże. Węgrzy ciastka pieką kapitalnie, ale w Sighisoara znalazłem ciastkarnię cud.



Z majstrem przed cukiernią.


Dej i flaga kolos. Powierznia, jakieś 80 m kwadratowych.

Lumina, lumina...

Ludzie pracy, po pracy.

A rankiem na drogę dostaję wór ziemniaków. I cebule.



Prywatne kościoły na Ukrainie.

Scenografia z Tolkiena.



Dobre, wojewódzkie drogi na Ukrainie.

Zwycięstwo sprawiedliwości. Przed sądem w Wielkiej Bereznej.

A z Wasylem na kawę i ciastko.



Ze Słowacji do Polski przez Przełęcz Beskid.

Home, my mother and dog. 6 a.m.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz