poniedziałek, 21 marca 2011


Po inspirację do Gdyni.
         Na pewno zastanawialiście się już nie raz, gdzie wybrać się na wakacje. Polska, Europa, świat? Przed tygodniem w poszukiwaniu takiej właśnie inspiracji udałem się na Ogólnopolskie Spotkanie Podróżników, Alpinistów i Żeglarzy KOLOSY 2011 do Gdyni.
Zacznijmy jednak od tego, jak znaleźć swój kierunek na kompasie?
Sposobów, żeby zainspirować się do podróży jest wiele, a jedną z nich jest... podróż.
Można odwiedzić zarówno targi turystyczne (to dla tych którzy lubią mieć wszystko pozapinane i zorganizowane od a do z), można udać sie na kilka dni w nieznany nam zakątek, by zasmakować czegoś innego (a nuż nam się spodoba i wrócimy tam na dłużej w czasie urlopu), można wreszcie odwiedzić znajomych, którzy tu i tam bywali.
Ale można także udać się do Trójmiasta.
Tam bowiem właśnie, od kilkunastu już lat odbywa się na początku marca, jedna z najciekawszych bez wątpienia imprez podróżniczych w kraju. Owszem, slajdowiska, spotkania z podróżnikami i smakowanie ich opowieści w kawiarnianych klimatach zdarzają się w całej Polsce, ale jednak Kolosy są tylko w Gdyni.
         XIII już edycja, odbyła się w dniach 11-13 marca. Po raz kolejny gospodarzem imprezy był wieloletni prezydent miasta Wojciech Szczurek, goszczący podróżników i kilkanaście tysięcy gości, na nowoczesnej, miejskiej hali sportowej.
Tego, że impreza ta działa na ludzi jak magnes, nie trzeba udowadniać. Wystarczyło spojrzeć na gigantyczne, kilkusetosobowe kolejki przed wejciem. Szczęśliwcy, którym udało się dostać do środka, mogli przez trzy kolejne dni weekendu, od godziny 10 do 22 i dłużej, oglądać, słuchać i przeżywać z obieżyświatami to, co ich spotkało w podróży. A opowieści jak zwykle, okazały się niezwykłe.
          
Magdalena Skopek opowiadała na przykład o tym jak smakuje mięso renifera i czym zajmują się  kobiety w nienieckim obozowisku (prawie wszystkim), Artur Labudda wykazał, że niepełnosprawność wcalenie nie musi oznaczać siedzenia w domu i na dowód przedstawił zdjęcia z wyprawy quadem, dookoła Polski, tuż przy granicach. Max Cegielski przekonywał natomiast, że warto w podróży zainteresować się codziennością i tymi, z którymi się spotykamy, oni bowiem stanowią o bogactwie naszej podróży, a Piotr Pustelnik po latach spędzonych w górach dalej zachęcał do wytrwałości w zdobywaniu celów. To, że coś nie uda nam się po raz czwarty, nie oznacza automatycznie, że nie uda się nigdy (może przecież udać się za piątym).
Pustelnik odebrał w Gdyni Superkolosa za całokształt dokonań. Jako trzeci Polak w historii, zdobywał Koronę Himalajów (przez blisko 20 lat). Ostatnich kilka lat niestrudzenie walczył z pechem, przy okazji stając się symbolem wytrwałości i solidarności w górach. Udowaniał wielokrotnie, że w życiu, prócz pasji, równie ważny jest drugi człowiek.
Tegoroczny festiwal zdominowali jednak (a jakże!) rowerzyści. Opowiadali o podróżach jednośladem przez Afrykę (trzy wyprawy w tym, w tym sztafeta śladami Kazimierza Nowaka), kilkutygodniowym trawersie (rowerowo - narciarskim) przez islandzkie lodowce (sic!), pedałowaniu sławetną Panamericaną i Carretera Austral przez Patagonię, bezdrożami Madagaskaru, rodzinnej wyprawie z Bratysławy do Rzymu (rodzice z dwójką dzieciaków po 2 i 4 lata), by wreszcie móc wysłuchać zupełnie nieziemskich, wyprawowych wspomnień Grzegorza Szyszkowskiego i Sylwestra Czerwińskiego. Ci dwaj Panowie, bez wątpienia zdybyli serca audytorium.
         Grzegorz Szyszkowski (laureat Kolosa 2006 i tegoroczne wyróżnienie) tym razem opowiadał o podróży przez Pamir Highway. Pokonał on ponad 2300km szlaku łączącego Tadżykistan z Afganistanem, na średniej wysokości ponad 4600m n.p.m.. Szlak ten jest dziś głównie znany jako droga przerzutowa opium w kierunku Moskwy i dalej do Europy. Trudno spotkać tam turystów. Nie ma hoteli, sklepów, sporadycznie trafić można do wsi. Ciekawostką jest fakt, że Szyszkowski odbył tym samym... samotną "podróż poślubną". Miesiąc wcześniej bawił się bowiem na własnym weselu.
         Sylwester Czerwiński – który zdobył tegorocznego Kolosa, doprowadził do wrzenia publiczność, swoją opowieścią, zdjęciami i nagraniami video o podróży rowerowej do Nowej Zelandii. Spędził w drodze dwa i pół roku wędrując z rodzinnego Goleniowa na wschód. Przez Tybet, Chiny, Tajlandię i Antypody dojechał do... swojej nowej (i jedynej jak narazie) żony. Poznał ją właśnie w Tajladnii, ale aby upewnić się czy to ta jedyna, z Australii wracał do niej, jakże by inaczej, rowerem.
Biografia Czerwińskiego jest sama w sobie niezwykła. W latach 90. XX wieku zainteresował się rowerem. Klub kolarski z jego miasteczka nie odważył się zabrać go na wyprawę w Alpy, przez co zmotywował go do... samotnego objechania Europy, a kilka lat później samotnej ekspedycji do Pekinu i z powrotem (za co zresztą dostał Kolosa w 2001 roku). Dziś ponoć nikt nie ma odwagi proponować mu wspólnego wyjazdu.
         Prócz rowerów, popularne w minionym roku okazały się motocykle. Dzięki Magdalenie i Michałowi Mochoń opowiedającym o ponad 22 tyś km spędzonych w siodle, można było dowiedzieć się ile dziur w dętce można złapać jednego dnia na bezdrożach Ameryki Południowej (17), a dzięki grupie Royaliści.pl, czy indyjskie motocykle Royal Enfield mogą bezawaryjnie przejechać Indie i nie tylko (nie mogą).
Dla lubiących żeglugę, znalazł się blok poświęcony wodzie. Czarująca wprost była opowieść kpt. Jerzego Radomskiego o życiu na 16 metrowym Czarnym Diamencie i 240 tysiącach mil morskich na wodzie (dla kogoś kto nie wie ile to jest 240 tyś mil morskich, proponuję spojrzeć na Księżyc - to "troszkę" dalej). Kpt. Radomski to postać kultowa, to żywa legenda. Dwunastokrotnie przepływał Atlantyk, sześciokrotnie Ocean Indyjski i blisko dwukrotnie Pacyfik. Odwiedził ponad 400 portów (w tym niektóre wielokrotnie), a jego samego i jego dwa, wierne psy mieszkające z nim "od zawsze" na Czarnym Diamencie, odwiedziło ponad 1000 żeglarzy z całego świata. Gospodarz legendarnej jednostki, której bali się nawet somalijscy piraci po 32 latach, w czerwcu 2010 roku wprowadził Czarny Diament do świnoujskiego portu.

Czy warto wybrać się do Gdyni za rok? Nie warto. Na pewno będzie mokro, zimno i beznadziejnie. Nie usłyszycie nic ciekawego, wynudzicie się jak mopsy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz